Miejsce spokojne, zwyczajne, szczęśliwe. Rodzina Wolskich z Lubczy.

 

– Sytuacja materialna – zwierza się Pani Krystyna –  nie mogę powiedzieć, że jest zła. Mąż pracuje jak tylko może, obecnie w firmie krakowskiej, w kraju i za granicą. Kiedy nie pracował, to było gorzej, ale nawet wtedy, gdy był bezrobotny nie tracił czasu, bardzo starał się zawsze o utrzymanie rodziny. Starsze z dzieci, co pracują, to też jakby coś było gorzej, to wspomagają. Ja pracowałam do urodzenia pierwszego dziecka, później trzeba było zająć się wychowaniem. Jak były małe, to nigdzie nie dało się ruszyć. Dopóki żyła moja mama, to jeszcze była pomoc. Teraz o tyle jest lepiej, że starsze dzieci zajmą się małymi, załatwią poszczególne sprawy. Pomagają sobie nawzajem, mnie pomagają. Uczą się, dbają o obowiązki, są aktywne w szkole, radzą sobie dobrze.

Pan Stanisław Wolski miał swój dom rodzinny niedaleko w okolicy. Żona Krystyna z d. Burza, urodziła się w Czarnej Wsi w Lubczy, potem mieszkała w Woli Lubeckiej. Zarówno P. Stanisław jak i P. Krystyna nie mieli zbyt dużo własnego rodzeństwa. Kiedy poznali się i wzięli ślub nie myśleli o licznym potomstwie. W sercu młodego małżeństwa rodził się plan zbudowania bezpiecznego gniazda, wolnego od problemów, które napotykała wcześniej zwłaszcza P. Krystyna. Młodość jej nie była łatwa ze względu na biedę, przeprowadzki i trudne czasy. Tak o tym wspomina:

– Po trudnych doświadczeniach ze swojego domu, gdzie była bieda, było naprawdę ciężko, to ten dom teraz i rodzina to jest luksus. Mam swój dom – mam wszystko… Nie tyle ważne ile mamy dzieci, co istotne, że dzieci są zdrowe, nie trzeba było jeździć po szpitalach – tylko jedno było w Prokocimiu, ale choroba była wykryta na czasie… Wszystkie dzieci przyjęłam z radością i nie oddałabym żadnego za nic. „Jak sobie z tym radzisz?” – pytają inni. Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, wszystko idzie z Bożą pomocą, tak że człowiek sobie radzi. Radziłam sobie –  nie mogę powiedzieć, że nie…

Socjalizm a także polityka współczesna oraz media przykleiły rodzinom wielodzietnym etykietkę „patologicznej”. Owszem, takich negatywnych sytuacji nie brakuje. Trzeba jednak przyznać, że nie duża liczba dzieci w rodzinie generuje patologie i źródłem nie jest jej nie planowanie. Powodem ubóstwa i wypaczeń jest brak zaradności rodzin i nieodpowiedzialność. Powodem jest także, niestety, zła polityka naszych rządów. Władze nie wspomagają rodzin wielodzietnych a nawet im szkodzą. Uderza to z kolei we wszystkich obywateli – za kilkanaście lat rozpocznie się bardzo długi okres, w którym młode pokolenia będą musieć utrzymać kilkakrotnie większą ilość osób starszych niż do tej pory. Sytuacja stanie się wręcz dramatyczna.

 

Odsłon artykułów:
18661562

Odwiedza nas 503 gości oraz 0 użytkowników.

Top
W tej witrynie używane są cookies. Możesz je wyłączyć, ale strony mogą nie działać poprawnie. Więcej informacji…